Wojciech Kopacewicz – artysta sztuk wizualnych
Do tego stopnia, że trudno w internecie znaleźć tekst o nim i jego twórczości. Woli pokazywać i utrwalać na fotografii i filmie, niż tworzyć teksty. Wspólnie z malarką, performerką i żoną Małgorzatą Serwatką – Kopacewicz tworzą przestrzeń sztuki w Milanówku, tworząc i podejmując działania artystyczne w swojej pracowni, zapraszając do wspólnych przedsięwzięć we własnym ogrodzie, u innych artystów, w ośrodkach kultury Milanówka, Podkowy Leśnej, Grodziska Mazowieckiego, Nadarzyna i tak dalej… Ślady ich działań można znaleźć na Youtube: Fabryka Sztuki Archiwum.
Artysta o fotografiach:
„Nie w każdej sytuacji robienie zdjęcia ma sens. Aparat jest jak samochód: może ciebie dowieźć do celu szybko i komfortowo, może być drogi lub kompletny rzęch, jednak musisz mieć cel, pomysł – on jest najważniejszy, inaczej możesz sobie posiedzieć w tym samochodzie przed domem, kręcić się bezmyślnie po ulicach, i wrócić po chwili z bezwartościowej emocjonalnie podróży”.
Artysta o motorach:
Mam słabość do motocykli wyniesioną z dzieciństwa, motocykl towarzyszył mi w okresie dorastania i później. W latach 80. kilka razy objechałem Polskę, co wcale nie było prosto z powodu limitów paliwa – każdy wyjazd to wielomiesięczne gromadzenie kartek na paliwo.
Freestyle Motocross:
Sam też kilkanaście lat uprawiałem sporty ekstremalne, gokarty i taternictwo, stąd też fascynacja zawodnikami FMX. Ci ludzie robią rzeczy niezwykłe, ciężko pracują na sukces. To jest sport, w którym najważniejsza jest perfekcja i odwaga.
Artysta o sobie:
Moja przygoda z fotografią zaczyna się w latach 80., chociaż pierwsze zdjęcie samodzielnie zrobiłem w 1969 roku. Zdjęcia z lat 80. to typowe wakacyjne reportaże: to ja na wycieczce, to mój motor, ja tu i tam.
Potem była zmiana trybu życia na osiadły, a raczej „remontowy” (dom wymagał dużych nakładów pracy), i jakoś tak w połowie lat 90 aparat się gubi w remontowym zamieszaniu.
Gdzieś od roku 2000 rozpoczęła się moja przygoda z dokumentacją zdarzeń artystycznych. Wystawy, wernisaże, to dość istotny krok, Ja zmienia się w My, Oni. Zdjęcia tworzone wówczas to prosta relacja, robione z obowiązku, zdjęcia organizatora.
Mały przełom nastąpił w roku 2008: wymyślamy performens, akcja artystyczna w Petrykozach na 80. urodziny Wojciecha Siemiona, pomysł oparty na portretach, fotografia natychmiastowa: biegamy z aparatami wśród gości, portretujemy ich, biegiem do drukarki, wydruk, „szparowanie” nożyczkami, portrety lądują na wieży zbudowanej z rusztowania warszawskiego, powstaje duży baner kompozycyjny.
Problem w tym, że kilka portretów, które zrobiłem spodobało mi się, pewnie tu gdzieś pierwsze ziarno choroby fotograficznej zaczęło kiełkować. Po drodze przygoda z dokumentacją filmową, kilkanaście filmów z wernisaży. Po wycofaniu się z aktywnej działalności w stowarzyszeniu Fabryka Sztuki w roku 2011, pojawiła się pustka.
Po jakimś czasie kupiłem pierwszą używaną lustrzankę Canon z zamiarem dokumentowania prac Małgorzaty, i powoli uzależniałem się od fotografii
Dzisiaj na fotografię patrzę inaczej, sprawy techniczne nie mają znaczenia, nie w każdej sytuacji robienie zdjęcia ma sens. Dla mnie ważne jest poszukiwanie emocji.